Był to ranek, ok. 9.35. Sobota. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać, cóż Joko sam się nie wyprowadzi. Ubrałam bluzkę, wciągnęłam czarne getry, papcie, umyłam się - naturalnie, jak codzień. Zeszłam na dół, do kuchni, Ojciec jadł śniadanie, bo zaraz musiał wyjść do pracy a Matka coś tam szykowała, wybrałam swoje ulubione płatki czekoladowe, mleko i stworzyłam nieziemską mleczną zupę. Po chwili zupki nie było, co za szkoda, 1 minuta w tym świecie to jak 1 maciupeńka sekundka. Joko zjadał właśnie swoją karmę, pomachał energicznie ogonem a później podszedł do mnie liżąc mnie w zwisającą dłoń. Poprawiłam włosy, założyłam swoje ulubione glany, kurtkę, szalik i czapkę, na psa wciągnęłam obrożę, dopięłam smycz, po chwili byliśmy już przed domem. Postanowiłam trochę z nim pobiegać bo przecież mały tłuścioszek był z niego, nie powiem. Gdy tak biegliśmy przez park pełen białych od śniegu drzew, Joko wciągnął mnie na najgłębsze zaspy. Jak to pies. Zaczęliśmy się bawić, po chwili spotkałam swoją przyjaciółkę - Mitsuko. - Mitsi! Wrzasnęłam głośno w stronę dziewczyny. - Czeeeść Ichi! - odpowiedziała. - No co tam? Masz ochotę wybrać się dzisiaj w sztorm pełen sklepowych korytarzy? - zapytałam patrząc na dziewczynę, wyjątkowo miała dzisiaj na sobie opaskę z czerwoną kokardą. - Hm, jasne. Joko, skarbie. - Pogłaskała psiaka, bardzo ją lubił. - Zadzwonię do Ciebie dzisiaj, bywaj! - Okrzyknęłam robiąc kilka kroków w dal. - Dobra! - odpowiedziała znikając w dróżce zasypanej śniegiem. Joko zaczął głośno poszczekiwać. Zauważył coś, nawet kogoś. Był to czerwonowłosy Josuke Uchiba, chłopak jednej z nieznośnych bliźniaczek - Michi Kyubei. - Podszedł do mnie wolnym krokiem, zarzucając grzywką. Był prześliczny, cóż i tak nie dorównywał Shigochiyo, dwie nieznośne i głupie bliźniaczki miały najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole. Każda dziewczyna im zazdrościła, eh. Westchnęłam, odwracając się w stronę chłopaka. - No cześć Ichi. Jak się masz? - Zapytał Josuke. -Cóż za miłe spotkanie, u mnie? Nic ciekawego, po staremu. - Uśmiechnęłam się delikatnie, nie wychodząc chyba na jakąś zabujaną małolatę. - Jak się mam? W sumie, okej. Wybieram się dzisiaj z Mitsi do Centrum Handlowego, może zabrałbyś się z nami? - Zapytałam. - Nie wiem jak Michi na to zareaguje, miałem iść z Nią dzisiaj do kina.. - odrzekł, drapiąc się po głowie i uciekając wzrokiem zakłopotanie.- Dobra, spokojnie. Nic się nie stało, kiedy indziej.. - odpowiedziałam, nie robiąc się natarczywa? Prawda? Prawda. Cóż, było już całkiem solidnie po 10, zatem wracam do domu, nic mnie tu nie trzyma. Będąc w domu Mama zrobiła mi jakąś aferę.. O co? O to, że zostawiłam papcie w kuchni, i prawie przez nie się zabiła. Ale to nie moja wina, mogła uważać jak i gdzie stawia swoje kroki. - Przepraszam? - Mruknęłam wchodząc szybko po schodach do swojego pokoju i unikając znowu jakiejś niepotrzebnej i bezsensownej awantury. Siedziałam tak i czytałam książkę, o Rumuńskim małżeństwie, nawet nie pamiętam co w niej było.. Po paru godzinach, - chyba 2. Zadzwoniłam do przyjaciółki, omawiając godzinę oraz miejsce spotkania. Reszty wam nie będę opowiadać. Dobranoc.
Był to grudzień. Dosyć mroźny wieczór. Siedziałem jeszcze w szkole, przeważnie tak jest - koza.Trafiłem do niej tylko dlatego, że obroniłem 15 letnią Kyoji, mogłaby zostać przyłapana na robieniu zdjęć do testu, który miał ją spotkać za niecałe 2 dni.. Pomogłem jej uciec, skryć się a na dodatek musiałem sam wejść do gabinetu dyrektora i tłumaczyć się przed nim czemu się tam znajduję - taki drobiazg, nie lubiłem ani nauczycieli ani nowych uczniów. Więc mogła sobie darować te przeprosiny, i przysługi. Szedłem chodnikiem, ok. 19.30, zimno i ciemno.. Czego chcieć więcej. Idąc tak wśród bladych drzew i domów, usłyszałem za sobą jakiś szelest. Odwróciłem się i zaniepokojony spojrzałem za sobą, nic tam nie było. Westchnęłem i ruszyłem naprzeciw, nagle coś złapało mnie za ramię. - Cześć! .- krzyknęła głośno, nieznośna Kyoji. .- Dzięki, dzięki! Ale byłaby wtopa! O masakra! Dzięki jeszcze raz, musiałabym siedzieć tam chyba ze 3 godziny! Wiesz co... .- Tłumaczyła się tak i tłumaczyła, ale jej przerwałem. -Zawsze jesteś taka rozgadana? Idź lepiej do domu i się ucz, żeby kolejnej wtopy nie było. - Przyśpieszyłem nieco kroku. Ale ona nie dawała za przegraną, i doganiała mnie nawet gdyby musiała biec. - Wybacz, że sprawiłam Tobie zawodu, ale jeszcze raz Ci powtarzam; dzięki! Już sobie spadam jeżeli nie chcesz mnie widzieć. - Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, i odeszła. - Jeeest! .- pomyślałem sobie, lecz to nie trwało długo. Po chwili usłyszałem wołanie na pomoc. Któż to by mógł być? Pewnie, te dziewuszysko.. Biegłem bardzo szybko trzymając w prawej ręce torbę. Biegłem w stronę okrzyków. Zobaczyłem jak jakaś męska wysoka postać szarpie dziewczynę. Rzuciłem się na niego. - Uciekaj! .- Krzyknąłem do niej, a ona jak głupia stała tam i się na Nas patrzyła. - Uciekaj! Rozumiesz?!. - Zły wrzasnęłem. Odbiegła kilka metrów dalej, kryjąc się za konarem jodły. Rzuciłem go na zaspę śniegu, nie dość wysoką aby go powstrzymać.Jego pięść trafiła w moją twarz, prawie pod okiem, tak żeby wystarczyło na duże limo.. Odepchnąłem go, kopiąc w niego prawą nogą. Upadł, nie mógł wstać. Podszedłem do dziewczyny, spojrzałem na nią ze złością, mocno ścisnąłem jej rękaw i ciągłem za sobą silnie. - Co ty robisz?! Głupia jesteś! Jak mówię uciekaj to masz uciekać jak najdalej! Głupia i nie mądra! - Krzyczałem tak na nią, a ona tylko wybuchła płaczem. Zakryła się dłońmi, a ja obejmując ją lewym ramieniem przytuliłem do siebie. - Nie płacz już, ale następnym razem się słuchaj. - Odprowadziłem ją pod dom bez słowa.- Cześć.- powiedziałem, odchodząc.