sobota, 21 grudnia 2013

Od Ichi

Był to ranek, ok. 9.35. Sobota. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać, cóż Joko sam się nie wyprowadzi. Ubrałam bluzkę, wciągnęłam czarne getry, papcie, umyłam się - naturalnie, jak codzień. Zeszłam na dół, do kuchni, Ojciec jadł śniadanie, bo zaraz musiał wyjść do pracy a Matka coś tam szykowała, wybrałam swoje ulubione płatki czekoladowe, mleko i stworzyłam nieziemską mleczną zupę. Po chwili zupki nie było, co za szkoda, 1 minuta w tym świecie to jak 1 maciupeńka sekundka. Joko zjadał właśnie swoją karmę, pomachał energicznie ogonem a później podszedł do mnie liżąc mnie w zwisającą dłoń. Poprawiłam włosy, założyłam swoje ulubione glany, kurtkę, szalik i czapkę, na psa wciągnęłam  obrożę, dopięłam smycz, po chwili byliśmy już przed domem. Postanowiłam trochę z nim pobiegać bo przecież mały tłuścioszek był z niego, nie powiem. Gdy tak biegliśmy przez park pełen białych od śniegu drzew, Joko wciągnął mnie na najgłębsze zaspy. Jak to pies. Zaczęliśmy się bawić, po chwili spotkałam swoją przyjaciółkę - Mitsuko. - Mitsi! Wrzasnęłam głośno w stronę dziewczyny. - Czeeeść Ichi! - odpowiedziała. - No co tam? Masz ochotę wybrać się dzisiaj w sztorm pełen sklepowych korytarzy? - zapytałam patrząc na dziewczynę, wyjątkowo miała dzisiaj na sobie opaskę z czerwoną kokardą. - Hm, jasne. Joko, skarbie. - Pogłaskała psiaka, bardzo ją lubił. - Zadzwonię do Ciebie dzisiaj, bywaj! - Okrzyknęłam robiąc kilka kroków w dal. - Dobra! - odpowiedziała znikając w dróżce zasypanej śniegiem. Joko zaczął głośno poszczekiwać. Zauważył coś, nawet kogoś. Był to czerwonowłosy Josuke Uchiba, chłopak jednej z nieznośnych bliźniaczek - Michi Kyubei. - Podszedł do mnie wolnym krokiem, zarzucając grzywką. Był prześliczny, cóż i tak nie dorównywał Shigochiyo, dwie nieznośne i głupie bliźniaczki miały najprzystojniejszych chłopaków w całej szkole. Każda dziewczyna im zazdrościła, eh. Westchnęłam, odwracając się w stronę chłopaka. - No cześć Ichi. Jak się masz? - Zapytał Josuke. -Cóż za miłe spotkanie, u mnie? Nic ciekawego, po staremu. - Uśmiechnęłam się delikatnie, nie wychodząc chyba na jakąś zabujaną małolatę. - Jak się mam? W sumie, okej. Wybieram się dzisiaj z Mitsi do Centrum Handlowego, może zabrałbyś się z nami? - Zapytałam. - Nie wiem jak Michi na to zareaguje, miałem iść z Nią dzisiaj do kina.. - odrzekł, drapiąc się po głowie i uciekając wzrokiem zakłopotanie.- Dobra, spokojnie. Nic się nie stało, kiedy indziej.. - odpowiedziałam, nie robiąc się natarczywa? Prawda? Prawda. Cóż, było już całkiem solidnie po 10, zatem wracam do domu, nic mnie tu nie trzyma.    Będąc w domu Mama zrobiła mi jakąś aferę.. O co? O to, że zostawiłam papcie w kuchni, i prawie przez nie się zabiła. Ale to nie moja wina, mogła uważać jak i gdzie stawia swoje kroki. - Przepraszam? - Mruknęłam wchodząc szybko po schodach do swojego pokoju i unikając znowu jakiejś niepotrzebnej i bezsensownej awantury. Siedziałam tak i czytałam książkę, o Rumuńskim małżeństwie, nawet nie pamiętam co w niej było.. Po paru godzinach, - chyba 2. Zadzwoniłam do przyjaciółki, omawiając godzinę oraz miejsce spotkania. Reszty wam nie będę opowiadać. Dobranoc.

Od Shigochiyo.

Był to grudzień. Dosyć mroźny wieczór. Siedziałem jeszcze w szkole, przeważnie tak jest - koza.Trafiłem do niej tylko dlatego, że obroniłem 15 letnią Kyoji, mogłaby zostać przyłapana na robieniu zdjęć do testu, który miał ją spotkać za niecałe 2 dni.. Pomogłem jej uciec, skryć się a na dodatek musiałem sam wejść do gabinetu dyrektora i tłumaczyć się przed nim czemu się tam znajduję - taki drobiazg, nie lubiłem ani nauczycieli ani nowych uczniów. Więc mogła sobie darować te przeprosiny, i przysługi.   Szedłem chodnikiem, ok. 19.30, zimno i ciemno.. Czego chcieć więcej. Idąc tak wśród bladych drzew i domów, usłyszałem za sobą jakiś szelest. Odwróciłem się i zaniepokojony spojrzałem za sobą, nic tam nie było. Westchnęłem i ruszyłem naprzeciw, nagle coś złapało mnie za ramię. - Cześć! .- krzyknęła głośno, nieznośna Kyoji. .- Dzięki, dzięki! Ale byłaby wtopa! O masakra! Dzięki jeszcze raz, musiałabym siedzieć tam chyba ze 3 godziny! Wiesz co...  .- Tłumaczyła się tak i tłumaczyła, ale jej przerwałem. -Zawsze jesteś taka rozgadana? Idź lepiej do domu i się ucz, żeby kolejnej wtopy nie było. - Przyśpieszyłem nieco kroku. Ale ona nie dawała za przegraną, i doganiała mnie nawet gdyby musiała biec. - Wybacz, że sprawiłam Tobie zawodu, ale jeszcze raz Ci powtarzam; dzięki! Już sobie spadam jeżeli nie chcesz mnie widzieć. - Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, i odeszła. - Jeeest! .- pomyślałem sobie, lecz to nie trwało długo. Po chwili usłyszałem wołanie na pomoc. Któż to by mógł być? Pewnie, te dziewuszysko.. Biegłem bardzo szybko trzymając w prawej ręce torbę. Biegłem w stronę okrzyków. Zobaczyłem jak jakaś męska wysoka postać szarpie dziewczynę. Rzuciłem się na niego. - Uciekaj! .- Krzyknąłem do niej, a ona jak głupia stała tam i się na Nas patrzyła. - Uciekaj! Rozumiesz?!. - Zły wrzasnęłem. Odbiegła kilka metrów dalej, kryjąc się za konarem jodły. Rzuciłem go na zaspę śniegu, nie dość wysoką aby go powstrzymać.Jego pięść trafiła w moją twarz, prawie pod okiem, tak żeby wystarczyło na duże limo.. Odepchnąłem go, kopiąc w niego prawą nogą. Upadł, nie mógł wstać. Podszedłem do dziewczyny, spojrzałem na nią ze złością, mocno ścisnąłem jej rękaw i ciągłem za sobą silnie. - Co ty robisz?! Głupia jesteś! Jak mówię uciekaj to masz uciekać jak najdalej! Głupia i nie mądra! - Krzyczałem tak na nią, a ona tylko wybuchła płaczem. Zakryła się dłońmi, a ja obejmując ją lewym ramieniem przytuliłem do siebie. - Nie płacz już, ale następnym razem się słuchaj. - Odprowadziłem ją pod dom bez słowa.- Cześć.- powiedziałem, odchodząc.